Wiele mówi się ostatnio o tym, iż kryzys wcale nie skończy się niedługo, a kto wie czy nie czeka nas jeszcze druga i trzecia fala – chociaż, co do tego ostatniego, to raczej dotyczyć miało by to (zdaniem ekspertów) Hiszpanii, Portugalii i Włoszech, a konsekwencji strefy euro, do której Polska szczęśliwie nie przystąpiła mimo upartego dążenia ku temu premiera Tuska.
Wydawać by się zatem mogło, że wszystko wskazuje na to, iż niezależnie od długości kryzysu Polska przez cały czas ma ogromną szansę pozostać słynną już „zieloną wyspą” czy jak zostało to powiedziane ostatnio „prymusem wzrostu”. Z pewnością coś w tym jest, jednak nasuwa się pewna wątpliwość wynikająca z obserwacji notowań giełdowych. Dobrym przykładem może być tutaj spółka Polcolorit (kafelki, glazura, dekoracje ścienne), która co prawda zdołała się już odbić po szczytowym momencie kryzysu i z zaledwie 13 groszy za akcję podejść aż do 40 co daje ponad 300% zysku (szczęśliwy, kto wówczas kupił). Wszystko wskazywałoby zatem, że jest dobrze, ale jeśli przejrzeć wykres kursów w dłuższym terminie widać, że po początkowym odbiciu się z 13 groszy (co było w końcu naturalną korektą kursu po kryzysowej panice i przesadnym spadku) kurs jednak systematycznie kieruje się ku dołowi. Dlaczego? Ponieważ główni odbiorcy Polcoloritu czyli inne kraje UE (będące w strefie euro) przeżywają poważny kryzys. Firm takich jest w Polsce wiele – jedne produkują czółenka, inne części samochodowe, a jeszcze inne meble – i jeśli za niedługo okaże się, iż większość odrobionych strat dla tych firm była jedynie korektą kursu, od której teraz zacznie się powolny, ale systematyczny spadek, to cały nasz hurraoptyzmizm związany z „zieloną wyspą” i „prymusostwem” może zostać bardzo mocno i bardzo niemile skorygowany w najbliższych latach…
- Waluta i inflacja czyli jak to się dzieje?
- Giełda a żywioł
Zobacz też: